„Królowa lodu”
Samotnie szedłem dość długo,
Przez mroźne północy ziemie.
Gdzie drzewa stare, olbrzymie,
Rzucają złowieszcze cienie.
Gdzie ziemia śniegiem przykryta,
Gdzie huczy wiatr ciemną nocą.
I tylko pustka wokoło,
I wilki, co za mną kroczą.
Księżyc, samotny wędrowiec,
Towarzysz mojej niedoli,
Tylko on wie jak jest ciężko,
Wędrować w śniegu powoli.
Mimo że pustka wokoło,
Słyszę głos cichy z daleka:
„Nie idź tam, nie idź” - ktoś woła -
„Tam śmierć już na ciebie czeka”.
Skąd głos ten na tym pustkowiu?
Może jest tylko w mej głowie?
Może to duchy północy?
Czy ktoś mi na to odpowie?
Wtem kruk zastąpił mi drogę,
Niczym anioł spłynął z góry.
Zakrakał, skrzydła rozpostarł,
Piękny, dumny, czarnopióry.
„Prowadź kruku” - rzekłem - „prowadź,
Do miejsca gdzie ogień w chacie,
Ciepła strawa i dzban miodu.
Prowadź tam, mój czarny bracie”.
I szedłem za nim dość długo,
Przez mroźne północy ziemie.
Gdzie drzewa stare, olbrzymie,
Rzucają złowieszcze cienie.
Aż w końcu słaby, zmęczony,
Przed zamek z lodu dotarłem.
Kruk brat mój wtedy odleciał,
Ja z przerażenia zamarłem.
Dziewczyna szczupła i bosa,
Powoli idzie po śniegu.
Suknię ma długą i cienką,
a za nią wilki w szeregu.
Lica jej blade, wzrok pusty,
I smutek bije z jej twarzy.
Gestem zaprasza do zamku…
Idę! Cóż tam się wydarzy?
Wszystko lśni bladym błękitem,
Ściany, podłoga, sklepienie.
Wszystko zrobione jest z lodu.
Czy znajdę tutaj wytchnienie?
Idę za bosą dziewczyną,
Do wielkiej, pięknej komnaty.
Pani tam siedzi na tronie,
Ubrana w królewskie szaty.
Oczy ma wielkie, błękitne,
Włosy jej szronem pokryte.
A na jej czole, jak w lodzie,
Gwiazdy błyszczące wyryte.
„Jestem Królową Północy,
Władczynią lodu i śniegu.
Co cię sprowadza w te strony,
Mały, nikczemny człowieku”.
Nie wiem co ze mną się stało,
Może czar na mnie rzuciła.
Zatruła myśli, a serce,
w bryłę lodu zamieniła.
Urzeczony jej urodą,
Nic jej nie odpowiedziałem.
Wpatrzony w piękna Królową,
Pragnąłem jej, pożądałem.
Znaleźliśmy się w komnacie,
Gdzie łoże stoi królewskie.
Usta do moich zbliżyła,
Zimne i bladoniebieskie.
Zdjęła koronę, pierścienie,
I suknię z siebie zrzuciła.
I wciągu jednej godziny,
Na zawsze mnie odmieniła.
Me usta, jak jej – lodowe,
I zimne jest moje ciało.
Nie ma we mnie miłości, bo
Serce kamieniem się stało.