„Pierwsze płatki śniegu”
Zima przyszła bardzo późno. Taka prawdziwa zima, ze śniegiem. Były ostatnie dni stycznia i właśnie zaczął padać pierwszy śnieg. Patrzyłem przez okno jak biały puch pokrywa drzewa, trawnik i ulicę. Myślałem o babci. Wczoraj co chwilę prostowałem jej rękę i kładłem na kołdrze, żeby kroplówka mogła spokojnie kapać. Ale ona i tak po pewnym czasie zginała rękę i kroplówka przestawała kapać. Wtedy znowu prostowałem jej rękę i tak w kółko. Spoglądała wtedy na mnie ale patrzyła przeze mnie, gdzieś w dal.
Przed południem odebrałem telefon. „Babcia zmarła”.
Przyglądałem się przez chwilę wielkim puszystym płatkom śniegu, które pokrywały brudne miasto zamieniając je w bajkową krainę. Ludzie chodzili dalej po chodniku, samochody jeździły po ulicy, gdzieś w oddali zadzwonił telefon. Nic się nie zmieniło. Babcia zmarła.
Schowałem dokumenty, ubrałem kurtkę, szalik, czapkę i wyszedłem na zewnątrz. Było zimno i już prawie całkowicie biało. Szedłem chodnikiem powoli, bo zdążyło się już zrobić bardzo ślisko. Minęły mnie trzy dziewczyny rozmawiające o szkole. Jakiś mężczyzna tłumaczył drugiemu coś o zakupie mieszkania przeklinając przy tym siarczyście. Chłopak przez telefon umawiał się na sobotnią imprezę, a młoda para całowała się przed sklepem spożywczym - zauważyłem, że mieli takie same czapki. Jakiś zgarbiony dziadek szedł z ciężką torbą z zakupami wspierając się na lasce. Wesołe, małe dziecko zaczęło lepić bałwana obok przystanku autobusowego, nie zważając na upomnienia mamy. Śmiało się przy tym i co chwilę klaskało w dłonie, a z jego rękawiczek sypał się puszysty śnieg.
Nic się nie zmieniło. Zapowiadała się piękna zima, przynajmniej przez kilka dni. Tylko wraz z pierwszymi płatkami śniegu odeszła babcia…