"Niedźwiedzica"
Było ciepłe jesienne popołudnie. Emilia nerwowo spoglądała na zegarek, który pokazywał 17.15. Autobus miał już 15 minut spóźnienia. „Już nie przyjedzie. Znowu wypadł” pomyślała Emilia. „Następny o 19.10. Tak to jest w małych miejscowościach. Nie masz samochodu, to koniec. Muszę w końcu zrobić prawo jazdy” westchnęła Emilia.
Zastanawiała się co zrobić. Wrócić do koleżanki? Bo nie będzie przecież stała dwie godziny na przystanku. Nawet nie było gdzie usiąść. Ławka niby była, ale połamana. Ktoś ją zdewastował rok temu i tak już zostało. Mogła iść piechotą do domu, ale na ponad godzinny spacer nie miała ochoty. A łapać stopa się bała, bo to teraz nie wiadomo na kogo się trafi. Mogła jeszcze iść na skróty, przez las. To tylko pół godziny - 20 minut przez las i 10 minut polami. Spojrzała na rozciągającą się za plecami ścianę szumiących drzew. „A niech tam, co mi grozi w lesie?”.
Szła bardzo szybko. Nie zachwycała się śpiewem ptaków czy stukaniem dzięcioła. Nie zwracała uwagi na piękne drzewa, soczyste jagody czy kolorowe grzyby. Nie cieszyła się nawet orzeźwiającym zapachem lasu.
Po pewnym czasie zaczęło jej się wydawać, że ktoś za nią idzie. Odwracała się co chwilę, ale nikogo nie widziała. W końcu doszła do wniosku, że to jej wyobraźnia i przyspieszyła na wszelki wypadek kroku. Jednak po kilku kolejnych minutach była już pewna, że ktoś jednak za nią idzie. Zaczęła biec. Oddychała coraz szybciej i ciężej. Zaprzątnięta myślami kto to może być i co może jej zrobić, zatrzymała się nagle trzy metry od wielkiego niedźwiedzia brunatnego.
Serce, które jak jej się wydawało jeszcze przed chwilą, wyskoczy jej z piersi, teraz zamarło z przerażenia. Patrzyła z niedowierzaniem na niedźwiedzia, a on patrzył na nią. Dopiero po chwili usłyszała jakieś rozpaczliwe mruczenie. Po jej lewej stronie była w ziemi rozpadlina do której musiał wpaść niedźwiadek. Emilia wiedziała jak wielkie niebezpieczeństwo grozi człowiekowi, który spotkał niedźwiedzicę z młodym.
Ale niedźwiedzica nie ruszała się z miejsca. Patrzyła to na niedźwiadka, który usiłował wdrapać się po osuniętej ziemi, to na Emilię. Dziewczynie wydawało się, że prosi ją o pomoc. Zaczęła powoli rozpinać sweter. „Co ty robisz idiotko” słyszała głos w głowie. „Wycofuj się spokojnie”. Ale zamiast słuchać wewnętrznego głosu, zdjęła sweter i bardzo powoli uklęknęła nad osuniętą ziemią. Niedźwiedzica obserwowała ją cały czas, ale nie ruszyła się z miejsca. Emilia owinęła jeden rękaw wokół ręki, a drugi koniec swetra spuściła do dziury. Niedźwiadek złapał go od razu zębami, ale gdy Emilia zaczęła wyciągać sweter, niedźwiadek spadł. Udało się go wyciągnąć dopiero za czwartym razem.
Gdy dziewczyna odwróciła głowę, zobaczyła, że niedźwiedzica stoi w odległości niecałego metra od niej. Patrzyły sobie prosto w oczy. Emilia czuła obrzydliwy zapach z jej pyska. „To koniec”. Zamknęła oczy i zsikała się ze strachu.
Poczuła na ramieniu dotyk wilgotnego nosa. Otworzyła oczy. Niedźwiedzica stała jeszcze bliżej. Wydała kilka cichych sapnięć i dotknęła ją jeszcze dwa razy nosem. Niedźwiadek stanął na tylnych łapkach i delikatnie uderzając przednimi Emilię w bok, zachęcał ją do zabawy.
Trwało to chwilę, aż niedźwiedzica odwróciła się i odeszła. Warknęła na swoje młode, które natychmiast za nią pobiegło. Emilia została sama, klęcząc na ziemi. „Nikt mi nie uwierzy, nikt!”.
- Witaj laluniu - Emilia odwróciła się gwałtownie. Stało przed nią dwóch facetów, którym niezbyt dobrze patrzyło z oczu.
- Daj spokój Staszek, widziałeś co ona zrobiła, to jakaś wiedźma.
- Cicho bądź!
- Mówię ci, to czarownica. Normalnie ludzie tak nie robią z niedźwiedziami, jak ona.
- A ja ci mówię zamknij się. Napaliłem się na tę małą i nic mnie nie obchodzi co i jak zrobiła temu niedźwiedziowi.
Emilia przypomniała sobie gdzie jest. „Jednak mi się nie wydawało. Szli za mną. Nie zabił mnie niedźwiedź, a zrobią to ci dwaj”. Może pod wpływem tej niewiarygodnej przygody, którą przed chwilą przeżyła, a może pod wpływem adrenaliny, która już dawno przekroczyła bezpieczny poziom, Emilia podniosła duży kamień i rzuciła w pierwszego mężczyznę. Dostał w brzuch i zgiął się. Wystraszona dziewczyna rzuciła się do ucieczki. Wbiegła w gęste zarośla, bo wydawało jej się, że jako młoda dziewczyna, szybko i zwinnie się przez nie przedrze. Ale tak nie było. Biegli za nią przeklinając siarczyście. Zbliżali się do niej z każdym metrem. Nagle poczuła ogromny ból w plecach i przewróciła się między krzaki. Padając zauważyła turlający się kamień, ten sam którym ona rzuciła w mężczyznę.
Mężczyźni odwrócili ją na plecy. Ten zwany Staszkiem stanął nad jej nogami, a drugi obok niej. Emilia leżała między krzakami mając nad sobą dwie okrutne twarze na których gościł lubieżny uśmiech.
- Dałaś sobie radę z tamtym niedźwiedziem - powiedział Staszek - to teraz zobaczymy jak sobie poradzisz z moim niedźwiedziem. Ściągaj spodnie mała dziwko, czy może mamy ci pomóc? Lepiej będzie dla ciebie, jak sama ściągniesz, - mówiąc to, rozpiął rozporek i wyjął członka. - Widzisz, mój niedźwiadek jest już gotowy do zabawy. Mężczyźni ryknęli śmiechem.
Nagle z zarośli wyskoczył niedźwiedź. Stanął przed Staszkiem na tylnych łapach i przednią łapą uzbrojoną w potężne pazury, przejechał Staszkowi przez twarz, rozrywając ją prawie na pół. Staszek padł martwy. Drugi z mężczyzn nie zdążył się nawet poruszyć. Gdy dopadł go niedźwiedź Emilia usłyszała trzask. Nie chciała wiedzieć i widzieć co tak strzeliło.
Mężczyźni nie żyli. Niedźwiedzica podeszła do Emilii i delikatnie szturchała głową plecy dziewczyny. Gdy Emilia w końcu usiadła, cały czas czując ból w plecach po uderzeniu kamieniem, niedźwiadek który wybiegł z gąszczu, wskoczył jej na kolana, tuląc się do niej.
Dziewczyna i niedźwiedzica znowu spojrzały sobie w oczy z bardzo bliska. Patrzyły tak na siebie, a Emilia nie czuła już strachu. Niedźwiedzica prychnęła kilka razy, pokiwała głową i zniknęła w leśnej gęstwinie. Niedźwiadek pośpieszył za nią.
Całą drogę do domu zastanawiała się co zrobić. Powiadomić policję? Ale przecież jej nie uwierzą. Powiedzieć, że znalazła martwe ciała w lesie? Będą ją przesłuchiwać, męczyć, zjedzie się prasa, telewizja. Postanowiła nikomu nic nie mówić. Stwierdziła, że poradzi sobie z tym psychicznie.
Gdy weszła do domu, zastała płaczącą matkę siedzącą przy stole. Obok stał ojciec ze smutną miną.
- Co się stało?
- Ciocia Aniela zmarła - rzekł cicho ojciec.
- Ale jak? Przecież tydzień temu urodziła zdrowe dziecko, nic jej nie było.
- Tak - odpowiadał cicho ojciec - Urodziła czwartego syna, zdrowego, dużego. Wypisali ją ze szpitala zdrową i wesołą, a wczoraj w nocy coś się stało i zmarła dzisiaj po południu.
- O Boże - kręciła głową z niedowierzaniem Emilia - taka zdrowa, wesoła i pogodna kobieta.
Cioci Aniela była siostrą mamy. Miała ponad 100 kilogramów wagi, ale zawsze była pogodna i chętna do pomocy innym. Jej mąż miał 120 kilogramów wagi. Ciocia Aniela nazywała go pieszczotliwie słonikiem, a on ją niedźwiedzicą. Zawsze się śmiali z tego i nigdy się na siebie nie obrażali.
Nagle Emilii zakręciło się w głowie. Niedźwiedzica, przecież…
- A była taka dobra - szlochała mama Emilii - Dlaczego?! Dlaczego?! Już do nikogo się nie uśmiechnie, nikomu nie pomoże.
„Dalej pomaga, nawet po śmierci” pomyślała Emilia, bo była pewna kim była spotkana w lesie niedźwiedzica z małym.