piątek, 8 maja 2020

- „Palenie szkodzi”

„Palenie szkodzi” 

       Jan właśnie rozpinał bluzkę Judyty, gdy na wąskiej, dziurawej drodze pojawiły się światła samochodu. Jako, że oboje byli w związkach małżeńskich, nie chcieli żeby ktoś ich tu zobaczył. Skulili się na tylnej kanapie samochodu Jana i zastygli w bezruchu.
       Samochód jechał bardzo wolno, minął ich i zaparkował po drugiej stronie ulicy, miedzy blaszanym garażem, a dużym rozłożystym dębem. Kierowca wyłączył silnik i światła. Było tam prawie zupełnie ciemno, światło najbliższej latarni ledwo tam docierało. Samochody dzieliło jakieś 30 metrów.
       Jan powoli podniósł głowę i obserwował w napięciu co się stanie. Judyta pospiesznie zapinała bluzkę. Z samochodu wysiadł najpierw mężczyzna, a potem kobieta i przesiedli się na tylną kanapę.
       - Kochankowie - oznajmił cicho Jan i odetchnął.
       - Że też musieli wybrać akurat to samo miejsce co my.
       - Teraz nie możemy stąd odjechać. Musimy tu siedzieć aż oni odjadą.
       - Trzeba chyba pomyśleć nad innym miejscem - szepnęła Judyta, która sięgnęła ostrożnie na przednie siedzenie po kurtkę i nakryła się nią. Na dworze było kilka stopni poniżej zera i w samochodzie robiło się zimno, a zapowiadało się, że posiedzą tu trochę schowani za przednimi siedzeniami.

       Była to boczna ulica z garażami po obu stronach, z drzewami, krzakami, ze słabym oświetleniem. Miejsce było trochę zaniedbane i oddalone kawałek od osiedla. Przyjeżdżali tu od pół roku, parkowali między blaszanymi garażami i kochali się. Jesienią i zimą gdy robiło się wcześnie ciemno i zimno, nikt się tu nie kręcił, nigdy nikogo tu nie spotkali. Aż do dzisiaj.

       - Wychodzą - rzekł Jan.
       Najpierw wyszła dziewczyna, zapaliła papierosa, poprawiła mini spódniczkę i zapięła płaszczyk. Oparła się o samochód i spokojnie paliła patrząc w gwieździste niebo. Po chwili wyszedł mężczyzna. Zapiął kurtkę, owinął szalik wokół czyi i również zapalił papierosa. Przez moment jego twarz rozświetlił płomień zapalniczki.
       - Cholera, to mój mąż! - warknęła zdziwiona Judyta.
       - Tak… chyba twój mąż - rzekł również zdziwiony Jan.
       - A to świnia, ma kochankę, dużo młodszą - i od razu zdała sobie sprawę z wypowiedzianych słów. Przecież ona też ma kochanka i jest tu, w tym samym celu co on.
       - Chyba nie masz do niego pretensji, skoro ty…
       - Zamknij się!
       Ale po chwili milczenia, oboje zaczęli się cicho śmiać.
       W tym czasie kochankowie wypalili papierosy, wsiedli do samochodu i odjechali.
       - I gdyby nie zapalali papierosów - mówił Jan - nic byś nie wiedziała. Papieros go zgubił, a raczej płomień zapalniczki.
       - Zawsze mówiłam, że palenie szkodzi…